Zarabiać mniej czy tyle samo? Temat zarobków pracowników-mam i pracowników-mężczyzn zawsze mnie interesuje. Od dawna mówi się o tym, że kobiety – mając te same kwalifikacje i stanowiska – zarabiają mniej niż mężczyźni. Nadal tego nie rozumiem i nie akceptuję, mimo że taka jest rzeczywistość – nie tylko w naszym kraju.
Dlatego – mimo, że okres nie sprzyja pracy (sezon urlopowy), a na urlopie macierzyńskim pochłaniają mnie różne sprawy – z zaciekawieniem przeczytałam wnioski z corocznego badania płac firmy Sedlak&Sedlak.
Czytając informacje z badań, zatrzymałam się przy opinii pracującej mamy, którą cytuję ze źródła [aktualizacja 1.08.2017 – niestety, link do źródła już nie działa].
Najpierw osłupiałam. Potem przeczytałam to zdanie parokrotnie, aby nie ulec emocjom i nie ocenić wypowiadającej te zdanie kobiety zbyt pochopnie.
Mam wrażenie, że takie podejście do sprawy jest cichą rezygnacją. Tłumaczenie, że dla kobiety jest to naturalną konsekwencją wynikającą z faktu urodzenia dziecka, pozwala na utrzymanie obecnego stanu rzeczy. Jeśli kobiety będą stawiać się w takiej pozycji, wydaje się mało prawdopodobne, aby sytuacja się zmieniła.
Może zbyt ostro osądzam tę wypowiedź? Może jest to tylko stwierdzenie faktu, a ja „dorabiam” sobie ideologię? Jestem ciekawa, co o tym myślicie?
Musi zarabiać mniej. Dlatego że miast pracować spędza ileś-tam miesięcy w domu. A posiadanie (względnie nie-posiadanie) dzieci jest prywatną sprawą kobiety. Podobnie jak ponoszenie ewentualnych konsekwencji tego posiadania (niższe wynagrodzenie, mniejsze szanse na awans).
MUSI zarabiać mniej?! Fantastyczny pogląd! Serdecznie gratuluję podejścia! Jestem maksymalnie zbulwersowana, że ktoś może uważać to za normę. Dobrze, że już piątek i zaczynam urlop i będę odpoczywać z dziećmi, przez które nieawansowałam i zarabiam mega mega grosze. Ale jest to najwspanialszy powód nieewansowania, jaki mogłam wymarzyć.
Anonimowy – ciekawe podejście do sprawy. Szanuję odrębny punkt widzenia, ale nie zgodzę się, że tak być musi z samej zasady. Przyjmując Twój tok myślenia, każda mama nie powinna też dostawać wynagrodzenia za czas, w którym przebywała z dzieckiem w domu, bo dlaczego kobieta ma otrzymywać gratyfikację finansową, nie pracując? To, co piszesz, interpretuję właśnie w taki sposób – kobieta nie pracuje, więc nie należy jej się nic więcej od pracodawcy – ani awans ani podwyżka. Mnie chodzi o to, aby kobiety nie były automatycznie wykluczane z awansowania lub podwyżki, choć obie rzeczy mogą być odroczone w czasie. Mam wrażenie, że w większości przypadków ma miejsce stereotypowe myślenie, które pozbawia kobiety tych dwóch ważnych aspektów pracy. Skupiłam sie na przypadku mamy pracującej, ale jest spora rzesza kobiet nie-matek, które też zarabiają mniej. Problem jest szerszy niż to, na co zwróciłam uwagę.
Sylwia – zgadzam się z Tobą. Dla mnie też priorytety się zmieniły. Wypoczywaj na urlopie i wracaj z nową energią do komentowania wpisów! 🙂
"A posiadanie (względnie nie-posiadanie) dzieci jest prywatną sprawą kobiety."
a to ci dopiero… myślałam, że dziecko to "sprawka" i sprawa zarówno kobiety jak i mężczyzny, który owe dziecko zmajstrował. dodajmy, że wychowanie i "siedzenie" (sic!) w domu z dzieckiem to nieraz cięższa praca niż ta "zarobkowa" i "karierowa". no nic. "pogratulować" światopoglądu… Janusz Korwin-Mikke w czystym wydaniu.
Tak naprawdę też zdziwiło mnie to stwierdzenie, ale już się na nim nie skupiałam. Niestety, dość częste jest przypisywanie wszystkich spraw, związanych z dziećmi, matkom. Na przykład zwolnienia lekarskie – w jakiś sposób "naturalną" praktyką staje się, że to kobieta, a nie mężczyzna bierze zwolnienie na dziecko w razie jego choroby. Na szczęście, nie zawsze i nie wszędzie tak się dzieje i oby coraz więcej było przypadków, gdy role w związkach męsko-damskich są dzielone bardziej "po równo". Co do opinii na temat pracy w domu – mój kolega (którego nie podejrzewałabym o to) wypowiedział się kiedyś, że nie chciałby być na urlopie macierzyńskim, ponieważ jest to bardzo ciężka praca – tyle, że w domu. Pozdrawiam.