Jakiś czas temu trafiłam w internecie na dyskusję temat modelu pracy, sprawdzającego się w grupie ludzi, pracujących nie na etat – tzw. freelancer‚ ów. Prawie wszystkie osoby uczestniczące w dyskusji, które miały dzieci, stwierdzały, że praca w domu to rozwiązanie, które w tym przypadku się nie sprawdza.Tym samym obaliły mit piszącego w spokoju i zaciszu domowym rodzica.
Według badań aktywności zawodowej mam, przeprowadzonych przez portal Mampracuj.pl, odsetek mam pracujących w systemie telepracy, jest niewielki. To zaledwie 11% respondentek. Ciekawa jestem, czy te mamy pracują wyłącznie poza biurem, czy też w modelu, łączącym pracę w biurze z pracą w domu. Postanowiłam napisać dla was coś na ten temat. Jako mama pracująca i zainteresowana elastycznym czasem pracy także mam swoje doświadczenia w tym zakresie.
Po pierwszym urlopie macierzyńskim wynegocjowałam z pracodawcą „model łączony” – 3 dni w tygodniu byłam obecna przy biurku w naszej siedzibie, a 2 dni pracowałam z domu. Na szczęście przed pójściem na urlop macierzyński przyznano mi laptop, więc warunek konieczny do pracy poza biurem był spełniony.
Jako, ze firma nie praktykuje modelu telepracy w stosunku do pracowników etatowych, moja prośba była niestandardowa, a wynegocjowany okres – relatywnie krótki. Początkowo trochę plułam sobie w nieistniejącą brodę, że będę mogła tak pracować zaledwie przez 2 miesiące, ale w miarę upływu kolejnych tygodni przekonałam się, że początkowo entuzjastyczna ocena zaczyna się zmieniać.
Dlaczego?
Starszy Mi w momencie mojego powrotu do pracy miał prawie 8 miesięcy i znajdował się pod opieką niani. Był już na tyle ruchliwym dzieckiem, że przemieszczał się po mieszkaniu, a ja pracująca przy komputerze wzbudzałam jego duże zainteresowanie. Oczywiście, chciał być tuż obok i korzystać z dobrodziejstwa klepania rączką w klawiaturę. Z chęcią oddałabym mu część mojej pracy, ale…
Jak rozwiązywaliśmy ten problem? Na szczęście były to miesiące wakacyjne, pogoda dopisywała, a nasza niania chętnie spędzała czas w parku. Wychodziła więc po porannej, krótszej drzemce malucha – zwykle na 4 godziny, podczas których intenstwnie pracowałam. W sumie byłam w stanie efektywnie przepracować ok. 5 godzin, z przerwą na posiłek w międzyczasie. Czy w porównaniu do stadardów biurowych to dużo czy malo – nie wiem. Wiem, że byłam mocno skoncentrowana na wykonaniu zadań, bo czas skupienia był dobrem ograniczonym.
Czy telepraca to idealne rozwiązanie dla pracującej mamy? Kiedyś zapytała mnie o to koleżanka i odpowiedziałam jej, że to kwestia indywidualnej oceny – nie podejmuję się rekomendowania lub odradzania tej opcji. Myślę, że nie obejdzie się bez indywidualnej próby – sprawdzenia, czy ci to odpowiada.
Wiem jedno – na pewno potrzebne są pewne warunki.
Trzeba się zastanowić, jak będzie reagować dziecko i jak można sobie rozplanować czas pracy. Myślę, że łatwiej jest, jeśli dziecko chodzi do żłobka lub przedszkola, a nie jest w tym czasie w domu. Wtedy trzeba się także sprężać, aby odebrać je o określonej godzinie (np. po obiedzie), ale przynajmniej w domu panuje cisza i spokój (zakładając, że nie ma innych absorbujących domowników).
Zresztą, blogujące mamy – same dobrze wiecie, jak to jest, gdy nadciąga nieodparta chęć tworzenia wpisu, z którą ewidentnie nie w parze idzie reakcja dziecka. Akurat w tym momencie chce jeść, pić, czytać, bawić się, rozmawiać lub oglądać coś na uruchomionym już komputerze. Może niektórym z was to nie przeszkadza, ale mnie to zwykle bardzo irytuje – także dlatego, że nie czynię tego w ciągu dnia, lecz po wykonaniu wszelkich niezbędnych obowiązków dnia codziennego. Może dlatego, że dość restrykcyjnie traktuję czas tylko dla mnie – dla mamy. Ale traktuję to jako przejaw „zdrowego egoizmu”.
Telepraca – dobre rozwiązanie dla mamy?
Facebook Comments
Też jestem frrelancerem i..są plusy i minusy. Pracuję przy każdej drzemce Julowej. Po powrocie męża z pracy, tato przejmuje Synulę, a ja zasiadam do zleceń. Fajne, bo mogę uczestniczyć w każdym dniu malucha. Stresujące, bo Julko uwielbia restartować w czasie pracy komputer:D No i często wisu u nogi kwękając z podniesionymi rączkami…no i nie weźmiesz na ręce, nie weźmiesz? Retoryczne pytanie:)
Jednego dnia uwielbiam taki rodzaj realizacji, drugiego marzę o cichym biurze tylko dla mnie:D
Fajnie, że przedstawiłaś swój punkt widzenia jako mama- freelancer'ka. Ale powiem Ci, że w jednym się nie różnimy – ja też mam tak, że – podobnie, jak Ty – jednego dnia potrzebuję pracy w biurze, drugiego – poza nim. 🙂 Śmiem twierdzić, że model w naszej rzeczywistości trudny do pogodzenia. Ciekawa jestem, jakie jest zdanie innych mam.
Taki model sprawdzam tylko podczas chorób maluchów i… jestem w stanie wytrzymać jeden dzień; przyznaje, że mam tak mocno podzielone dwa światy pracy i domu, że w ciągu dnia w domu jestem w stanie skupić się z dużą trudnością bo ciągle coś: a to coś sprzątnę a to poczytam, a to ogródek a to pranie w między czasie… Efekt jest zawsze taki sam 🙂 przyznaje, że nie nadaje się do pracy w domu 🙂 ale jeżeli ktoś ma dobrą organizację pracy to czemu nie.
Być może moje nastawienie do pracy w domu wynika stąd, że przez parę lat mój tata pracował właśnie w taki sposób. Miał swoje biuro w domu, w tzw. "pokoju komputerowym". Podobało mi się to, że w ciągu dnia miał czas np. na drzemkę, bo mógł decydować, kiedy najbardziej efektywnie mu się pracuje. Dlatego w domu raczej nie mam problemu z organizacją pracy. Myślę, że problemem mogłaby być jednak cienka granica między przestrzenią prywatną a zawodową. Z biura wychodzisz, a w domu jesteś cały czas…
Praca przy komputerze w domu jest moim drugim etatem (właściwie trzecim, bo drugi to prowadzenie domu i mała Emilka). I powiem szczerze, że mogę coś zrobić tylko jak córka śpi, w czasie jej drzemki lub w nocy. Co oznacza, że jestem totalnie padnięta i niewyspana. Czasem opiekunka zostaje dłużej i bierze ją na spacer. Cieszę się ze swojej firmy fotograficznej i z tego, ze mam zlecenia ale czasem nie wyrabiam… Rezultat jest taki, ze nie mam żadnego czasu dla siebie, nawet na głupie pomalowanie paznokci, o czytaniu książki nie wspominając. Myślicie, ze to wina złej organizacji? Czy po prostu wzielam za duzo na siebie?
Julita, rozumiem że pracujesz też codziennie przez 8 godzin w innym miejscu. Jeśli tak, to nie sądzę, abyś była źle zorganizowana – po prostu masz na głowie o wiele więcej niż przeciętna matka, pracująca na etacie i zajmująca się dzieckiem. Dla mnie pisanie bloga jest dodatkowym zajęciem, na które nie zawsze mam czas – też robię to tylko wieczorami, gdy dzieci już śpią, a czasem mam wyrzuty sumienia, że może powinnam raczej poczytać książkę lub chociażby porozmawiać z małżonkiem. Najchętniej pisałabym do późnej nocy, ale wiem, że mała ilość snu skutkuje wyższym poziomem irytacji następnego dnia, a tego wolałabym uniknąć. Pamiętaj, że oprócz robienia sesji jeszcze prowadzisz blog, czyli jest to twój de facto trzeci/czwarty etat. Wyobrażam sobie, że przygotowanie materiału zdjęciowego do każdego wpisu także zabiera sporo czasu. A doba ma tylko 24 godziny…pozdrawiam Cię i życzę dużo, dużo energii!
Energia się przyda. Teraz kiedy mam firmę, zabawa nie kończy się na robieniu zdjęć i obróbce. Dochodzą papiery, ulotki, wizytówki, opakowania, kontakt z klientem. A ja jak szalona wszystko robię sama. Jedynie księgowa mnie wyręcza z małej części. Ale i tak jestem przeszczęśliwa, że doszłam tak daleko z moimi zdjęciami i na pewno z tego nie zrezygnuję, wolę nie spać! pozdrowienia!
Życzę Ci, żeby twoja firma się rozwijała i abyś za jakiś czas mogła część spraw przekazać dodatkowo zatrudnionej osobie. Abyś sama mogła skupić się wy7łącznie na tworzeniu!