Magiczna data 31 sierpnia jest dla mnie taką cezurą. Lato mija i na nic zdadzą się złudzenia w postaci wyższych temperatur, słońca i jeszcze obecnej zieleni. Wraz z kolejnymi latami znacznie bardziej objawia się melancholia, związana z końcem wakacji. Od niedawna lipiec i sierpień kojarzy mi się wyłącznie z beztroską – choć przecież nie mam dwóch miesięcy wolnego. To odczucie musiało się chyba we mnie odnowić z czasów szkoły podstawowej lub licealnych.
Znamienne jest to, że niewielu ludzi żałuje kolejnej jesieni lub zimy, które przeminęły – w moim otoczeniu tacy nie występują. Za to wielu zasępia się na widok odchodzącego lata. Ja też zawsze wzdycham, gdy przemija świeża wiosenno-majowa zieleń, gdy widzę pola po żniwach i żółcące się gdzieniegdzie rośliny – ale gdy zaczynają się marcowe roztopy – nigdy.
Ten weekend był piękny pod względem pogody i bardzo przyjemny dla mnie osobiście. Pojechaliśmy odebrać Starszego Mi z wakacji u dziadków. Może dlatego tak bardziej melancholijnie odbieram koniec tegorocznego lata.
Wczoraj wieczorem w komputerze mamy znalazłam wiele zdjęć sprzed 6-7 lat, gdy fotografowałam okolice „ich” mazowieckiej wsi.
Poniższe zdjęcia zrobiłam w środku lipca 2006 roku. Przyznam szczerze, że od tamtego czasu niewiele się w tym krajobrazie zmieniło. Chociaż… zmieniła się jedna istotna rzecz – nie ma już małej plaży, na którą można było zejść przy tamie na przepływającej obok rzeczce…
Dobrych dni i nocy w tym ostatnim tygodniu wakacji 🙂
Przemijanie mnie trochę, ale tylko trochę dobija…
Nie ukrywam, że mnie trochę też…
Nie lubię przemijania lata, bo nie przepadam za mrozami.
Ale poza tym można wytrzymać 🙂
pozdrowienia!
Ja nawet lubię się wymrozić i wolę niższe temperatury od upału, ale nie tęsknię za przemijającymi zimami. A za latem – owszem 🙂