Dawno tak nie było…Tak, to znaczy – żebym „opuściła się” w blogowaniu i czytaniu blogów przez cały tydzień (nie liczę tu sytuacji typu pobyt wakacyjny, bo to coś całkiem innego).
Jakoś mi się „nie składało”. A w sumie…zamiast używać „słowa-wytrychu”, przyznam, że wewnętrznie nie czułam się z tym źle. Po prostu taki czas, że sobie trochę sobie bloga „odpuściłam”. Między innymi dlatego, że cały weekend spędziłam na pochłaniających mnie w całości zajęciach dydaktycznych. Ten czas tylko dla mnie napawa mnie pozytywną energią i umacnia w przekonaniu, że warto szukać swojej misji życiowej oraz określać cele – te krótko – i długoterminowe. Brzmi górnolotnie, ale koniec końców wszystko przekłada się na decyzje, podejmowane na co dzień. O tym na razie tyle – mam nadzieję, że wkrótce będę pisać więcej. 🙂
******************************
W zeszłym tygodniu przeczytałam zaległy wywiad z Małgorzatą Terlikowską w „Wysokich Obcasach”. Wywiad z żoną „tego Terlikowskiego” (czyli Tomasza), którego nigdy nie mogłam spokojnie słuchać podczas debat w środkach masowego przekazu (piszę w czasie przeszłym, bo jakąkolwiek debatę widziałam parę miesięcy temu).
Przeczytałam i…rozmowa z dziennikarzem (facetem) zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Choć nie zgadzam się z pewnymi zbyt – moim zdaniem – restrykcyjnymi poglądami p. Małgorzaty, znalazłam w jej wypowiedziach parę ciekawych spostrzeżeń odnośnie macierzyństwa i małżeństwa, które warto sobie przemyśleć.
Jednym z nich jest podejście do wielodzietności. Cytuję wypowiedź „przepytywanej” matki czwórki dzieci:
Kiedyś zastanawiałyśmy się z moją przyjaciółką, co powoduje, że w środowisku nam bliskim dominuje model „rodziny dwa plus dwa”. Czy nie jest to kwestia wygody i komfortu życiowego (rozumianego różnorodnie – w aspekcie czasu, finansów) – szczególnie tzw. klasy średniej? W końcu każda z nas i naszych znajomych nie ma więcej niż dwójki dzieci (znam jedną parę, która ma trójkę, ale trzecie nie było planowane), a na pytanie o dalszy rozwój rodziny, odruchowo wzdrygamy się i wykrzykujemy „O, nie dziękuję!” Co powoduje, że mentalnie odgradzamy się od takiej możliwości? Chyba wygoda, bo najczęściej stwierdzamy, że nie chce nam się znowu wracać w pieluchy. Patrząc z tego punktu widzenia rzeczywiście mogę zrozumieć powyższy wywód na temat ostracyzmu. Śmiem postawić tezę, że w dużych miastach, w pokoleniu 30-40latków funkcjonuje coś, co nazwałabym społeczną akceptacją modelu rodziny nie większego niż „dwa plus dwa”, ewentualnie „dwa plus trzy” (ale to też z komentarzem „nie wiem, jak oni dają radę”).
Podoba mi się też poniższa sekwencja myśli – oczywiście, czytam to ze świadomością, że fajnie jest, gdy wszystko dzieje się w rodzinie, która funkcjonuje normalnie i gdzie – jak zakładam – jest miłość. Podziwiam jednak p. Małgorzatę za myślenie o związku jako bezustannej pracy – w świecie, który często krzyczy, żeby zmieniać gadżety, a także wymieniać partnera na „lepszy model”, gdy coś zaczyna się w nim „psuć”. Zresztą, znamienne w tym kontekście jest użycie w wypowiedzi słowa „zabawki”.
„Czym się różni katolicka rodzina od niekatolickiej?
Jest Pan Bóg.
A jakbyś powiedziała coś mniej banalnego?
Sprowadza się to do dość prostej rzeczy: katolicka rodzina wie, że nigdy się nie rozstanie. My z Tomkiem jesteśmy na siebie skazani do końca życia. Nieustannie więc pracujemy nad związkiem, chuchamy na niego i dmuchamy, bo po prostu nie mamy wyjścia. Lepszych zabawek już nie dostaniemy. To daje mnóstwo spokoju.”
*********************************
Ostatnio usłyszałam bardzo mądrą sentencję, odnoszącą się do sytuacji, w której człowiek zobowiązuje się do zrobienia lub zmiany czegoś słowami „postaram się” lub „spróbuję„. Brzmiała ona tak: „Przecież nie żyje się, nie kocha i i nie umiera na próbę.”
*********************************
Wiosna sprzyja świeżemu spojrzeniu i entuzjazmowi:-)
Cytaty pochodzą z artykułu, dostępnego pod adresem: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53581,13607538,Malgorzata_Terlikowska__Maz_chce__dzieci_chca__a_ja.html
Mnie osobiście jej wywiad i to co mówiła bardzo się podoba.
Widziałam też wywiad z nią w TV.
I też mi się podobało.
Mądra zrównoważona kobieta.
Partner jako gadżet ?
Trafne okrelenie na dzisiejsze czasy :-)))
Po tym wywiadzie mam wrażenie, że jest zrównoważoną osobą. Ale być może myślę tak, bo w ogóle lubię takie osoby. Nie myślę o partnerze jako o gadżecie, ale być może użycie tego słowa we wpisie jest podświadomym efektem widzianego niedawno przekazu reklamowego, w którym telefon przedstawiany jest jako "towarzysz życia" (life companion).
Cały dzień się zastanawiałam ,
gdzie ja ten komentarz zostawiłam ,
a tu jest :-)))
Zainspirowałam się do innego tematu 🙂
Bardzo mi miło, że Cię zainspirowałam – taka jest "misja" mojego bloga. 🙂
Czytałam ten wywiad, ale tekst, że odbyła kretyńską rozmowę obnażył ją – jaki ma stosunek do innych ludzi – podobny do męża. Wszyscy, którzy nie myślą tak jak oni są kretynami. Mnie nie przekonała, bo to tylko taki gadżecik ten wywiad, żeby poprawić nadszarpnięty wizerunek męża.
Możesz mieć swoją rację w tym, co piszesz. To oceniające słowo rzeczywiście jest takim lekkim "zgrzytem" w całości. Tak sobie myślę, że moja ocena wynika z interpretacji tekstu. Buduję sobie obraz tej osoby, nie widząc jej, a przecież na wizerunek składają się także sygnały niewerbalne.
Nie wierzę, że żona ma inne poglądy od męża, kretyńska rozmowa to tylko czubek… Małgorzata pilnowała się bardzo, tu jej się wymskło to tak naturlanie, nie przyszło jej do głowy, że kretyństwo razi i to bardzo. To autoryzowany wywiad, wiem jak działają media, jak szybko robi się umawia z żoną, kiedy trzeba coś uratować…
poczytaj http://www.fronda.pl/a/terlikowski-makabra-czyli-dzieci-w-lodowce,27456.html?fb_action_ids=10200967608211476&fb_action_types=og.likes&fb_source=other_multiline&action_object_map=%7B%2210200967608211476%22%3A131291623723276%7D&action_type_map=%7B%2210200967608211476%22%3A%22og.likes%22%7D&action_ref_map=%5B%5D
przecież Ci ludzi są tym, czym mówią o innych
żadnego szacunku
Stać ich na płodzenie dzieci, mam tylko nadzieję, że ich bruzdy będą równie widoczne jak tych dzieci z invitro
InVitro
sorry
Tak, czasami ludzie pilnują się, żeby wykreować swój wizerunek i tutaj też mógł działać taki mechanizm. Przeczytałam wpis, do którego podlinkowałaś. Mocne słowa, ja nie poważyłabym się na taki osąd bliźnich, którzy po prostu chcą zrealizować swoją potrzebę miłości i opieki nad dzieckiem. Tak a propos – ostatnio zastanawiałam się z koleżanką, dlaczego kościół jest tak przeciwny in vitro i chyba właśnie w tym wpisie na frondzie znalazłam odpowiedź…
tu jest ciekawy głos, może Cię zainteresuje
http://aleksanderpociej.natemat.pl/57695,szanowny-panie-redaktorze-terlikowski?fb_action_ids=475224672547744&fb_action_types=og.likes&fb_source=other_multiline&action_object_map=%7B%22475224672547744%22%3A126427334215727%7D&action_type_map=%7B%22475224672547744%22%3A%22og.likes%22%7D&action_ref_map=%5B%5D
Przeczytałam, podoba mi się sposób riposty przez użyte metafory i sformułowania.
Czytam ten wywiad i czytam, ale jakoś mnie nie przekonuje.
To znaczy do piątki i większej ilości dzieci. 🙂
Przerażające są dla mnie fragmenty o "izolowaniu dzieci z takiego świata", w który są i homoseksualiści, i rodziny patchoworkowe itp.
Tylko pytanie: co zrobi taki izolowany dzieciak jak dorośnie, wyprowadzi się od rodziców (a właściwie pójdzie do innej szkoły) i nagle okaże się, że to wszystko, o czym nie mówili rodzice, na świecie jednak istnieje!
Jak izolując nauczyć tolerancji?
Moim zdaniem się nie da.
Stąd się potem bierze niechęć, albo i gorzej, do wszelkiej odmienności.
Można nie pochwalać rozwodów, ale nie można ich zabraniać innym…
itd.
Pozdrowienia
Oooo właśnie
Iwa dotknęła sedna
Jak ładnie nam się dyskusja rozwinęła! Dziękuję za obszerne komentarze. Iw – ten wątek, o którym piszesz, jest dla mnie także nie do przyjęcia. Nie wyobrażam sobie, jak można wyizolować dzieci od świata. To zarażanie dzieci myśleniem pt. "świat jest zły, a wy jesteście dobre", wtłaczanie im swoich lęków i przekonań. I pole do tolerancji rzeczywiście mocno się zmniejsza. Nie zgadzam się ze wszystkimi przemyśleniami z tego wywiadu. W sumie "wzięłam" sobie z niego pewne tezy, które akurat mi pasują – akurat dotyczą one silnej orientacji na związek. Wychowanie dzieci to już "inna bajka" i tu akurat moje poglądy są rozbieżne ze zdaniem p. Terlikowskiej. Ale czy nie jest tak, że patrzymy na teksty przez pryzmat swoich potrzeb i niejako "filtrujemy" je przez swoje przekonania?
Iw – mnie też ten wywiad nie przekonał do piątki dzieci :-). Zainspirował mnie do podniesienia tematu, z którym niedawno spotkałam się na łamach Wyborczej – o rodzinach wielodzietnych, które traktowane są jak patologiczne. Czytałam artykuł na temat rodziny lekarza ginekologa, który miał bodajże sześcioro czy nawet siedmioro dzieci. Na pewno więcej niż pięcioro, bo w wywiadzie była mowa o tym, że w urzędzie skarbowym pani musiała wpisywać dodatkowe dzieci poza rubryczkami w formularzu. 🙂 Jego doświadczenia w kontaktach z ludźmi, którzy patrzą dziwnie i zadają dziwne pytania, są zbieżne z tym, o czym mowa w opisanym przeze mnie wywiadzie.
@Małgoś – a Iw w dobrym miejscu dotknęła sedna, bo na "Moje Sedno" 🙂