Granice stawiamy przez całe życie.
Najpierw jako dzieci. Zaczynamy w wieku ok. 2 lat – znacie zapewne hasło „bunt dwulatka”. Zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy odrębną osobą, która może funkcjonować w oderwaniu od drugiej (mamy, opiekuna itp.).
Na kolejnych etapach rozwoju testujemy i walczymy o swoje prawa. Ważne są dla nas nasze wartości – swoboda wyrażania siebie, niezależność, burzenie porządku wynikającego ze świata rodziców. Z czasem nabieramy nowych wartości – bierzemy do swojego życia te, które nam odpowiadają i kształtują nas jako ludzi.
W roli rodziców odpowiadamy za granice wobec własnych dzieci. Dylematy są różne. Mam wrażenie, że zazwyczaj nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Istotna jest konsekwencja, a z tą nie jest łatwo. Jednego dnia coś zdaje nam się słuszne (bo mamy określony nastrój), ale następnego – już wątpimy w poprzednie racje i sposoby postępowania (wiem, o czym mówię – aktualnie „przerabiam” to na niechęci do zasypiania MłodszegoMi).
Granice stawiamy też swoim własnym rodzicom, przyjaciołom, znajomym, współpracownikom czy nawet obcym osobom, z którymi stykamy się na co dzień.
Zastanawiam się, ile osób jest świadomych, jak ważne jest odpowiednie
ustawienie granic. Ważne do tego, aby móc funkcjonować w dobrych
relacjach z innymi, bez toksycznych wyziewów, pretensji i wracania ciągle do niezałatwionych (najczęściej życiowych) kwestii.
Stawianie granic nie musi oznaczać walki i stresu. Jeśli strony są dojrzałe, będą potrafiły zakomunikować sobie swoje granice w taki sposób, aby nikogo nie obrazić czy zniechęcić. Za każdym takim działaniem powinno stać dobro nie tylko własne, ale i przyszłej relacji z drugą stroną. Czyli: jasno określam swoje oczekiwania oraz to, że robię to w imię dobrych stosunków, akceptując jednocześnie wybory i granice innych.
To, co się nie zmienia, to pytania: „co jest prawidłowe w tej sytuacji?”, „jak to zrobić, aby wyszło dobrze?”, „jak powiedzieć, jeśli dotychczas się nie mówiło?”, „gdzie są moje granice?”.
Stawianie granic
Facebook Comments
Bardzo ciekawy temat…
Aż sama musze się zastanowić jak to jest u mnie z tymi granicami.
Ja też to przerabiam od jakiegoś czasu. I pewnie będzie się to zmieniać w czasie. Granice są chyba zmienne, przynajmniej ich marginesy.
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Hm…. Trudne!….
Warto sobie to przemyśleć. Rzeczy wartościowe są trudne…
Jestem zołzą, moje granice są nieprzekraczalne, moje dzieci o tym wiedzą, ale są już prawie dorosłe, trochę czasu im zajęło zrozumienie, że to wszystko z miłości, dzisiaj jest lepiej, ale nie zmienia to faktu, że zawsze dużo ze sobą rozmawialiśmy. Po usunięciu tv z domu, było to całkiem łatwe, coś musieliśmy ze sobą robić wieczorami – grać i gadać
🙂
Ja czasem łapię się na tym, że mówię dzieciom tak, jak dorosłym, jakie mam potrzeby. Na przyklad bronię swojego prawa do wieczornego odpoczynku czy blogowania. Ale to w końcu fair i w stosunku do nich. A gadać też lubię, dziś przy kuchennym blacie miałam ciekawą rozmowę ze starszym synem. Takie chwile są bezcenne.