W moim wirtualnym notatniku chcę Ci dziś napisać o ostatnim weekendzie maja. Spędziłam go w Krakowie. Byłam w tym mieście dawno temu – ponad dziesięć lat.
Pomimo przeziębienia, upalnej pogody i lekkiego tłoku turystycznego bardzo wypoczęłam – przede wszystkim psychicznie (fizycznie niezbyt, ponieważ był to weekend „imprezowy”).
Na pewno do tego poczucia relaksu przyczyniła się wizyta w bardzo interesującym miejscu, czyli pawilonie Józefa Czapskiego w Muzeum Narodowym.
Już sam budynek urzekł mnie prostotą – biała fasada „sygnowana” przez autora i malarza. Od razu przypadło mi do gustu także umiejscowienie pawilonu w przestrzeni.
Przestronna kawiarnia przy wejściu zachęcała do wstąpienia do środka – zostawiliśmy tę przyjemność na koniec zwiedzania 🙂
Wystawa była dla mnie bardzo ciekawym zestawieniem obrazów, tekstów oraz projekcji multimedialnych.
Duże wrażenie zrobiły na mnie dzienniki, w których Józef Czapski notował oraz…rysował.
Jeszcze raz przekonałam się, jak pięknie prezentuje się odręczne pismo oraz rysunki. Choć pisma nie byłam w stanie odczytać… 🙂
Czym były dzienniki dla autora? W książce „Wyrwane strony” określa je między innymi jako „(…) pas ratunkowy w momentach bezsiły i rozterki”.
Odpowiedni cytat znajdziecie poniżej. Warto go przeczytać.
Pisanie daje siłę. Potrafi pomóc, gdy nie wiadomo, w którą stronę pójść. Mnie daje poczucie, że ciągle myślę i staram się świadomie odkrywać ten świat.
Zachęcam Cię do zasięgnięcia informacji na temat pawilonu Józefa Czapskiego i do odwiedzin.
Zdjęcia: własne, wykonane w pawilonie Józefa Czapskiego w Muzeum Narodowym w Krakowie.