Niektóre zachowania wprowadzają mnie w konsternację, choć staram się nie wydawać ocen zbyt pochopnie. Są jednak pewne granice, poza którymi zaczyna się coś, co mogę określić mianem bezczelności.
Pod koniec grudnia zwykle myślę o tematach, które poruszałam w danym roku. W tym roku przypomniałam sobie o rozmowach ze znajomymi, którzy są freelancerami lub prowadzą swoje firmy. Dość często pojawia się w nich określony temat. Wiąże się on z tymi zachowaniami, które – w mojej opinii – świadczą o braku czelności lub wręcz o bezczelności.
Oczywiście, oceniam te zachowania przez pryzmat własnych wartości – szacunku dla czyjejś pracy czy poszanowaniu praw własności i intelektualnych.
Przytoczę Ci dwa przykłady, oceń je sam(a).
Mój znajomy jest konsultantem biznesowym i od dwóch lat prowadzi własną działalność. Przez wiele lat zajmował się szkoleniami w obszarze HR i sprzedaży, teraz realizuje projekty konsultingowe – także w tym zakresie. Opowiadał mi, że parę tygodni czas temu zadzwonił do niego kolega (pracowali kiedyś razem) z pewną prośbą. Ów człowiek poprosił mojego kolegę, aby ten przesłał mu swoje gotowe programy warsztatów, do wglądu. Chodziło o to, aby mógł z nich skorzystać – w celach stricte komercyjnych. Na czym miała polegać ta przysługa? Dzwoniący chciał na bazie tych materiałów poprowadzić własne warsztaty, które byłyby odpłatne dla uczestników.
Nie widział nic złego w tym, że za darmo miałby dostać efekty pracy mojego znajomego. Nie czuł się też zobowiązany do tego, aby podzielić się zyskiem z takich warsztatów – traktując je chociażby jako koszt pozyskania materiałów do szkolenia.
Na szczęście mój znajomy jest na tyle asertywny, że się na to nie zgodził, a wręcz zbeształ kolegę za tak postawioną prośbę.
Dobra koleżanka opowiedziała mi o sytuacji, która wprawiła ją w osłupienie. Wraz z mężem prowadzi duży autoryzowany warsztat serwisowy – dla renomowanych marek aut. Kiedyś jej dwie przyjaciółki, po jednej czy dwóch butelkach wina, w przypływie szczerości zarzuciły jej, że nie zrobiła im za darmo przeglądu samochodów. Moja znajoma najpierw osłupiała, a po chwili zaczęła się tłumaczyć, że nie jest w stanie zrobić tego własnymi siłami i musi zapłacić stawkę mechanikowi. Jej przyjaciółka nie wydała się przekonana tym argumentem i westchnęła „a ja myślałam, że jestem wyjątkowa”. Od innego znajomego usłyszała pretensje, że nie udostępniła za darmo nowego modelu samochodu, bo ktoś akurat miał problem ze swoim własnym.
Gdy teraz czytam to, co napisałam, przychodzi mi na myśl pytanie: czy to już bezczelność czy jeszcze jakaś dziwna naiwność?
Nie wiem, dlaczego zachowania części osób wyrażają jasno myśl, którą można ująć: „to mi się należy i to za darmo”.
Popieram świadczenie sobie przysług, jeśli wynikają ze szczerej chęci pomocy i są faktycznie wyrazem prawdziwego (a nie udawanego) wsparcia. Oddzielam to wyraźnie od pobudek wynikających z wyrachowania – w myśl zasady „jeśli ja Ci zrobię przysługę, to Ty mi się także musisz odwdzięczyć”.
Jednak prawdziwa przysługa ma to do siebie, że jest dobrowolna. Jeśli ktoś o nią nie prosił, a jej oczekiwał (na jakiej podstawie?), nie powinien stawiać drugiej osoby w niezręcznej sytuacji, wypominając jej to w jakiejkolwiek sytuacji.
Czy spotkały Cię podobne sytuacje? Może masz ochotę podzielić się swoimi doświadczeniami na tym polu w komentarzu pod tym wpisem? Tak, aby inni wiedzieli, czego ewentualnie mogą się spodziewać i jak na to reagować 🙂